Zamknij

Pacjenci byli, są i będą najważniejsi [WYWIAD]

14:00, 30.04.2024 ŁK Aktualizacja: 14:02, 30.04.2024
Skomentuj

Stanisław Hirszfeld kocha swoich pacjentów, a oni chyba tę miłość odwzajemniają. – Czasami jestem jak ksiądz – stwierdza doktor. 

„WW”: Jadąc na rozmowę z panem, myślałem, jak mam się do pana zwracać: „panie doktorze” czy mówić na „ty”.

STANISŁAW HIRSZFELD: – Starsi pacjenci mówią do mnie po prostu Stanisław lub Stasiu.
A młodsi?

– Ci to są najlepsi (śmiech). Po prostu Stachu. I myślę tutaj o dzieciach. Wiedzą, że w szufladzie biurka mam cukierki. Nieraz słyszę: „Stachu, daj cukierka albo naklejki” (śmiech). Wkładam te cukierki do szuflady, bo trzeba je czymś przekupić, żeby się nie bały lekarza i ośrodka zdrowia. 

Słynie pan z tego, że do pacjentów zwraca się pan na „ty”. Nikt pana za to nigdy nie zrugał?

– Nie. Dla mnie mówienie na „ty” jest czymś naturalnym. Ja tak po prostu mam. Nie wiem, skąd to się wzięło. Ludzie mnie chyba tego nauczyli. Stasiu, co u ciebie słychać? Stasiu, jak żyjesz? Kiedy zaczynałem tutaj pracę, były inne czasy. Nie skłamię, jeśli powiem, że lepsze, spokojniejsze. Była taka sielanka. Zazwyczaj zwracam się jednak do ludzi bezosobowo. Wracając do pana pytania. Jeśli komuś nie podoba się moje zachowanie, to może mnie zrugać. Nie obrażę się, a tym bardziej nikogo nie wyproszę z gabinetu.

„Ale zajebany jesteś!” – to już chyba pana kultowy tekst, który słyszą nieraz starsi pacjenci przychodzący z gorączką czy grypą.

– Oj tam, zaraz kultowy. Nieraz użyję tego sformułowania (śmiech). Wychodzę z założenia, że czasami trzeba rozluźnić atmosferę, że pacjent ma wyjść zadowolony. W powiedzeniu „śmiech to zdrowie” jest sporo prawdy.

Stasiu często się uśmiecha?

– Tak. Mam 70 lat i zdrowie nie najgorsze, więc to też chyba zasługa tego uśmiechu. Ktoś kiedyś mi powiedział, że nie można ufać ludziom, którzy się nie śmieją. A lekarz przecież musi się cieszyć zaufaniem.

Co pana najbardziej denerwuje u pacjentów?

– Antyszczepionkowcy, którzy żyją dzięki zaszczepionym rodzicom. Oni potrafią doprowadzić mnie do szewskiej pasji. Kiedyś wszyscy stawiali się na szczepienia obowiązkowe. Rodzice grzecznie przychodzili z dziećmi. Nie wiem, z czego to wynikało – z systemu? Może ludzie się bali komuny. Teraz jest spora grupa osób, która nie chce szczepić dzieci na świnkę czy różyczkę. Nieraz słyszę, że wirusy nie istnieją, a my, lekarze, w zmowie z koncernami farmaceutycznymi nie tylko szczepimy ludzi przeciwko nieistniejącym wirusom, lecz również przemycamy jakieś złe rzeczy w szczepionkach. Niektórzy potrafią przyjść z plikiem dokumentów ściągniętym z internetu, aby przekonać mnie do swoich racji. Ręce mi opadają. Sporo osób nie ufa lekarzom.

Kiedyś było wprost przeciwnie. Nie obawiali się przyjąć od pana penicyliny.

– Byli też tacy, którzy się bali. Penicylina – a dawniej nie było niczego, co mogło ją zastąpić – mogła wywołać nawet zapaść. Przed jej podaniem powinno się zrobić test, ale nie zawsze był na to czas, bo ktoś miał temperaturę na poziomie 40°C lub więcej. To był jedyny ratunek. Brało się na siebie ryzyko. W mojej karierze nikomu nic złego się jednak nie stało.

Czyli można powiedzieć, że pana pacjenci byli szczęściarzami albo pan nim jest.

– Odpowiem tak: jeśli się widzi, że potrzebna jest pomoc, trzeba reagować. To trochę jak z reanimacją. Aby była skuteczna, muszą być złamane żebra. Nie można się bać udzielić pomocy. Najgorsza jest obojętność, strach.

Ilu dziś pan przyjął pacjentów?

– Trzydziestu.

I nie ma już pan zwyczajnie dosyć pracy?

– Będę pracował, dopóki starczy sił. Nie dlatego, że chcę się wzbogacić. Ja po prostu nie chcę zostawić swoich pacjentów, bo ich kocham. Wiem, że gdybym odszedł, byłby problem, aby ktoś przyszedł na moje miejsce. Nie ma lekarzy.

Dziś ludzie są bardziej chorowici niż kiedyś?

– Nie. Różnica jest taka, że kiedyś nie było internetu i ludzie nie czytali głupot. Nie mówię, że mnie pouczają ale czasami niektórzy bawią się w doktora. 

A jak to się stało, że został pan lekarzem?

– Nie wywodzę się z lekarskiej rodziny. Dodam, że moja rodzina wywodzi się z Iwano-Frankowska. To teren dzisiejszej Ukrainy. Lekarzem chciałem być chyba od zawsze. Uwielbiałem biologię. Zostanie lekarzem było moim marzeniem.

Lekarz to wprawdzie nie saper, który myli się tylko raz, ale pomyłka może komuś zrobić krzywdę. Zapytam wprost: były jakieś?

– Myślę, że nie. Jeżeli były, to zaraz biegłem do pacjenta, wzywałem karetkę i pacjent jechał do szpitala. Ja zawsze uważałem, że lepiej się pomylić i wysłać pacjenta do szpitala – i pomylić się na jego korzyść – niż mu powiedzieć, że nic mu nie jest, „może pan iść do domu”. Nigdy nie odmawiałem pomocy chorym – często też własnym samochodem woziłem pacjentów do szpitala.

O lekarzach rodzinnych są różne opowieści. Jedni chętnie wypisują skierowania, drudzy wprost przeciwnie.

– Ja zaliczyłbym się do pierwszej grupy. Pieniądze to nie wszystko.

Pół żartem, pół serio: nigdy nie myślał pan, aby zostać komikiem?

– Komikiem?

Poznałem pana na sesji rady miejskiej w 2009 roku. Dementował pan wtedy informacje, jakoby pacjentów w przychodni przyjmował... Chińczyk. Ubaw mieli wszyscy.

– Sam się śmiałem z tego, czytając relację w „WW”. To był lekarz z Białorusi. Efekt jego zatrudnienia był taki, że do ośrodka zgłaszały się osoby z zapytaniem, jak się porozumieć z Chińczykiem. 

Na sesji, 22 marca, również doprowadził pan zebranych do śmiechu.

– Co tym razem powiedziałem?

„Gdy przyszedłem do Miłosławia, byłem obcy. Miłosław składał się z 20 rodzin. Od 200 lat wszyscy byli ze sobą wykręceni. Jak ktoś coś bzyknie, to wszyscy wiedzą”.

– Dobrym mówcą nie byłem nigdy (śmiech). Chodziło mi oczywiście o to, że jak ktoś coś na kogoś powie, to zaraz wszyscy wiedzą. To już urok małych miejscowości. Nieraz się naciąłem, że coś na kogoś powiedziałem i doszło to do osoby zainteresowanej.

Śmiali się też wszyscy, gdy mówił pan o tym, że kobiety nieraz mówiły, że nie będą rodzić, jeśli nie będzie pana na sali porodowej.

– Bo tak było! Ordynator Sławosz Tomaszewski nieraz mnie pytał, czy to nie są moje dzieci (śmiech). Odpowiadałem, że są moje, bo są z Miłosławia. Nieraz miałem ręce pogryzione przez rodzące matki, bo jak mnie trzymały przy porodzie, to gryzły mi palce. Ale to były najlepsze momenty w mojej pracy. Bycie przy narodzinach dziecka to coś wspaniałego.

Śmierć to nieodłączna część naszego życia. Czy do śmierci można się przyzwyczaić.

– Gdy miałem 30 lat, na moich rękach zmarła moja 28-letnia koleżanka. Miała raka. Przeżyciem nie była jej śmierć, a chwila, gdy przyszedł do niej ksiądz z ostatnim namaszczeniem. Ona była wtedy przytomna. Uderzyło mnie, że kapłan rozmawiał nie z nią, a z jej duszą. Nieraz jeżdżę do domów, gdzie ta śmierć wcześniej czy później przyjdzie. Widzę ból rodziny, a zwłaszcza osoby chorej. To ciężkie chwile nawet dla lekarza.

Dużo osób dowiedziało się od pana, że mogą mieć raka?

– Za dużo. Kiedyś miałem 34-letnią pacjentkę, matkę trójki dzieci. Codziennie do mnie przychodziła. Rozmawialiśmy na temat śmierci, choroby. Czasami jestem jak ksiądz. Nieraz ludzie płaczą. To trudne momenty, ale zawsze rozmawiam z ludźmi.

O polityce również? Jest pan działaczem Lewicy, a w gminie Miłosław jest pan jej przewodniczącym. W przeszłości był pan radnym.

– Zdarzają się rozmowy. Generalnie to muszę powiedzieć panu, że pacjenci bardzo chwalą obecnego burmistrza. Sam uważam, że zrobił bardzo dużo dla Miłosławia i całej gminy. Nie będę ukrywać, że przed wyborami agitowałem za jego kandydaturą. 

Wracając jeszcze do pana zawodu. Uśmiechnął się pan czasem pod nosem, słysząc, z jakim problemem przychodzi pacjent?

– Oj, nieraz tak (śmiech). Od mężczyzn słyszę np., że zaszaleli na delegacji i boją się, że przyniosą coś do domu. Przypominają sobie, że przypadkowy stosunek seksualny bez zabezpieczenia może się skończyć zarażeniem niebezpieczną bakterią lub wirusem. Naprawdę czasami jestem jak ksiądz. Dwa razy miałem też przypadek, że chłopak poszedł z dziewczyną nad Wartę. Doszło pomiędzy nimi do zbliżenia. I co się okazało? Przyszedł do mnie, aby mu usunąć kleszcza z penisa. Trzeba było go wyciągnąć. To zabawne historie.


A jaki jest pan prywatnie?

– Kochającym mężem. Żona bardzo mi pomaga w pracy, za co jestem jej bardzo wdzięczny. 

Wiem, że kocha pan też zwierzęta.

– Strasznie. Mam owczarka szwajcarskiego. Serce człowieka można poznać po tym, jak traktuje zwierzęta. Człowiek, który nie kocha zwierząt, nie jest człowiekiem. Wie pan, że moja córka ma 40 kotów, 30 psów, 30 papug, krowę z urwanym rogiem i ileś owiec? Mieszka pod Wrocławiem. Ona to ma wielkie serce. Podziwiam ją, ale też jestem z niej dumny.

Ostatnio pokochał pan też tatuaże.

– Ma pan dobry wywiad (śmiech). Mam tatuaż swojego psa, tatuaż z kartami oraz byka. To mój znak zodiaku. A na piersi – niech pan zobaczy – mam swoją „kochankę”. To tak, aby zdenerwować trochę żonę. Pierwszy zrobiłem, bo chciałem zakryć bliznę. Karty mam, bo lubię grać w brydża. 

I to tylko potwierdza to, co mówił pan wcześniej – w małym mieście nic się nie ukryje.

– Pacjentki mi pokazują swoje tatuaże, a ja się rewanżuje tym samym (śmiech).

Od ministra zdrowia otrzymał pan odznakę honorową „Za zasługi dla ochrony zdrowia”. Gdy ją pan odbierał, widać było u pana wyraźnie wzruszenie.

– Byłem mocno wzruszony. Cieszę się, że ktoś wyszedł z inicjatywą, aby została mi ona przyznana. Najlepszą dla mnie nagrodą jest jednak pacjent, który wychodzi ode mnie z uśmiechem na ustach.

Co chciałby pan na koniec rozmowy powiedzieć swoim pacjentom?

– To, co już powiedziałem: że ich kocham. Gdyby tak nie było, to by mnie w ośrodku już nie było. Tymczasem wspólnie z Hanią Spychałą i synem Zbigniewem planujemy budowę nowego, niewielkiego ośrodka. Dziękuję również swojej żonie oraz obecnym i byłym pracownikom ośrodka. 
 

(artykuł sponsorowany)
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(3)

Pacjentka Pacjentka

26 10

Żaden szanujący się ośrodek zdrowia nie zatrudniłby człowieka z tak chamskim podejściem do człowiek nie mówiąc już o pacjencie. 15:10, 30.04.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

reo

wyborcawyborca

10 3

a radna z ośrodka to juz naprawila służbę zdrowia? 17:11, 30.04.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz

Pacjent Pacjent

6 0

W drzwiach ci już powie co ci dolega 😂 18:53, 02.05.2024

Odpowiedzi:0
Odpowiedz


Dodaj komentarz

🙂🤣😐🙄😮🙁😥😭
😠😡🤠👍👎❤️🔥💩 Zamknij

Użytkowniku, pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy. Ponosisz odpowiedzialność za treści zamieszczane na portalu wrzesnia.info.pl. Dodanie opinii jest równoznaczne z akceptacją Regulaminu portalu. Jeśli zauważyłeś, że któraś opinia łamie prawo lub dobry obyczaj - powiadom nas [email protected] lub użyj przycisku Zgłoś komentarz

0%